Dzisiaj klip, który za każdym razem budzi mój szeroki uśmiech, i do którego często wracam z przyjemnością. Choć wychowałem się na punku, to nie wstydzę się napisać, że KOCHAM DISCO-POLO. A kto nie śpiewał na swojej studniówce/urodzinach/weselu „Mydełka Fa”, albo „Jesteś szalona” – niech pierwszy rzuci kamieniem.
Ten gatunek to fantastyczny wynalazek, który świat zawdzięcza Polakom w równym stopniu co papieża, złamanie kodu Enigmy i lampę naftową.
Numer „Nic i zero” ma wszystko co powinien mieć porządny disco-polowy wałek: prosty tekst i regularnie powtarzający się, wpadający w ucho refren. Do tego główna bohaterka, iście diaboliczna femme fatalle, pogrywająca naraz z dwoma chłopakami, w przaśnej parkowej orgii. Całość dramatyzmu dopełnia biedny Casanova, któremu zostaje jedynie żałosne łypanie oczkiem zza krzaka.
Wesołe miasteczko będące jednym ze spiżowych symboli lat 90. Fantastyczna fryzura głównego bohatera, którą zwykło się określać (notabene ciekawe czemu) „czeskim metalem”. I hipersamczy podkoszulek na ramiączkach, epatujący surową, prawdziwą polskością.
Mam olbrzymi szacunek dla tekściarza. Piszę to całkowicie poważnie – bo jest w tym jakaś ironiczna przewrotność: niby napisać tekst o miłości, a tak naprawdę każdą chwilą odkrywać rozterki początkującego elektryka. Świetny balans między oklepaną szablonowością, a słowną gierką, którą (chyba) nie każdy od razu wyłapuje.
Cóż można dodać więcej? Posiłkując się cytatem z YT: "generalnie Casanova wygląda jak Asterix, pozdrawiam”.
Klip jest jaki jest, ktoś ciągle go usuwa: