Trochę się opuściłem w pisaniu notek, ale nie obiecuję poprawy. Niestety, albo nie mam czasu, abo weny. Za to w prowadzenie funpejcza wkładam tyle sił, ile tylko mogę.
Dzisiaj o dziub-dziubie, o którym wiadomo tyle, że nic nie wiadomo, i którego nie widział nikt.
W jakich okolicznościach usłyszałem pierwszy raz ten kawałek średnio pamiętam - był nagrany na jakiejś kasecie i przewijało się go na okrągło do zerwania taśmy.
Niestety wszystkowiedzący wujek Google i ciotka Wikipedia są dość enigmatyczni jeżeli chodzi o sam kabaret Kaczki z Nowej Paczki i ich dokonania. Ot parę rzeczy o kawałkach, trochę wspominek, jakiś artykuł w gazecie olsztyńskiej i parę zdań dotyczących historii zespołu.
Dziub Dziuba wziąłem na cel, ponieważ dziecięciem niewinnym jeszcze będąc, nigdy nie widziałem teledysku. Albo go nie pamiętam. Odświeżyłem go sobie przy okazji prowadzenia profilu ML90.
Zasiadłem więc spokojnie przed monitorem, spodziewając się rozrywki delikatnej jak muzyka Majki Jeżowskiej, aż nagle w jednym momencie zaatakowało mnie jedno, wielkie, wąsate, obślinione WTF?
Pamiętałem ten kawałek jako łatwą lekką i przyjemną piosenkę dla miluśńskich, z elegancko wymodulowanym, nasyconym jakiś elektronicznym efektem wokalem, godnym najlepszych standardów rozrywkowych lat 90. Do tego całkiem niezły tekst na przyzwoitym poziomie, coś jak Ptasie Radio Tuwima.
Generalnie: zero jakichkolwiek podtekstów, do tego stopnia, że nawet aktywny nurt akademickiej myśli feministycznej nie mógłby z tego wygrzebać niczego świńskiego.
Ładna miła pioseneczka, którą puścisz dziecku...
W kadrach klipu niby nie ma nic dziwnego. Ot niewinny krajobraz Zoo, trochę szarawy jak to w Polsce,tu tukan, tu papuga, tu jakiś grzywosz rudoplamisty. Pióra, dzioby, szłapy - wot ornitologiczne eldorado.
Mamy wesoło podśpiewującą bandę rumianych tatuśków, odzianych modnie i szykownie zgodnie obowiązującym kanonem młodego, polskiego kapitalizmu.
I nagle, nie stąd ni z owąd, wskakuje nam w kadr przebitka dość młoda dziewczyna, w stroju kąpielowym/bikini z jakimiś sztucznymi kanarkami wczepionymi w piersi i spozierającymi paciorkowatymi oczkami w stronę obiektywu.
Patrząc na minę dziewczyny nie wyobrażam sobie tirlrulającego wesoło dziubdziuba, ale sotnię spoconych pedofili szczerzących kły z drugiej strony kamery. Widzę ich, jak stoją ciasną bandą, stroszą wąsy i nie mogą się doczekać, kiedy nagranie dobiegnie końca, lampka REC wiekuiście zgaśnie i będą mogli wprowadzić w czyn hasające dziko kosmate myśli..
Innymi słowy, na twarzy dziewczyny nie widzę radości z uczestnictwa w magicznym projekcie skierowanym do dzieci, raczej coś w tylu okrzyku: Pomocy! Oni chyba zaraz mnie zgwałcą!
Przypomina mi się obrazek z kampanii społecznej o Wojtku:
I tchnęło mnie to do kolejnej rzeczy, czy ze mną (z nami) jest już tak kiepsko, że wszystko musi się kojarzyć? Bo teledysk do Dziub Dziuba stał się kolejnym wydarzeniem, które sprawiło, że miłe i lekkie wspomnienie z dzieciństwa wali się w gruzy jak wieże WTC. Coś jak obejrzenie teledysku Vengaboys. Ale o tym może innym razem.
Zatem podsumowując: Chryste Panie, Matko boska częstochowska i wszyscy święci bęczkowiccy - to kim jest ten Dziub Dziub?
Wolę nie wiedzieć.