Za co kochało się MacGyvera?
Przede wszystkim za przewidywalność. Za moment, kiedy znajdzie się w sytuacji bez wyjścia i będzie musiał użyć swojej supermocy do stworzenia czegoś z niczego. Samolot z betoniarki i rurek? Bez problemu. Tamowanie wycieku kwasu czekoladą - jak najbardziej! Zwiększenie żywotności akumulatora za pomocą tabletek aspiryny - czemu nie? (BTW: Podobno to rzeczywiście działa, nawet w którymś odcinku weryfikowali to Pogromcy Mitów)
Ot, człowiek Renesansu w służbie Fundacji Feniks. Czym zajmowała się owa tajemnicza Fundacja? No cóż, tym czym fundacja w Nieustraszonym - walką z wszelakim złem tego świata. Tam gdzie służby specjalne USA stawały się bezradne.
Kochałem go również za miażdżące intro. Odkąd MacGyver zagościł na Youtubie, mogę to puszczać jak Koń Rafał hasać - do porzygu.
Z perspektywy czasu, bardzo imponuje mi postanowienie twórców serialu, gdy chodzi o doskonale widoczną niechęć do broni głównego bohatera - wyznaczyli sztywną linię fabularną, której cały czas się trzymali.
MacGyver pokonywał przeciwników sprytem i szybkością - nigdy siłą.
Postać grana przez Andersona nienawidziła wszelkiej maści pistoletów, karabinów i innych rur służących do robienia dziur w drugim człowieku. MacGyver brzydził się jej i nigdy nikogo nie zabił. Może poza Murdockiem, który był głównym, shwartzcharakterem i pojawiał się w kilku epizodach naprzemiennie nieodwracalnie ginąc i niespodziewanie zmartwychwstając.
Podobnie jak Drużyna A - agent-wynalazca, choć powodował niezliczone eksplozje, wybuchy i palpitacje, nie krzywdził nikogo bardziej niż kilkoma siniakami, zawsze wychodząc z perypetii bez szwanku. Najlepsze było to, że ten brak śmierci przeciwników u widzów nie budził zdziwienia, sprzeciwu, ani oburzenia - tak było i już. Nikomu to nie przeszkadzało.
Odcinek, który utkwił mi najbardziej w pamięci?
Z mrówkami. Pamiętam inwazję mrówek w tropikalnym lesie, którą tylko MacGyver mógł powstrzymać. Poprzez wysadzenie tamy. Oczywiście udało mu się. Ale wspomnienie wędrującej, mrówczej watahy do dzisiaj budzi delikatne dreszcze.
I smutna konkluzja na koniec. Starzeję się. I to nie dlatego, że nie rozumiem języka dzisiejszych siedemnastolatek. Które notabene w knajpie zwracają się do mnie per "Pan".
Starzeję się, bo przychodzą mi do głowy rzeczy, o które wcześniej bym się nie podejrzewał. I wygłaszam sentencje, które jeszcze do niedawna zarezerwowane były wyłącznie dla mojej babci. Próbka? Proszę bardzo:
Teraz filmowcy seriali ścigają się, by zabijanie nakręcić tak, by było jak najbardziej realistycznie.
Efekt? W biały dzień, na żywo, w środku miasta wypadek samochodowy i koziołkujące po asfalcie ciało nie wzbudza specjalnych emocji. Przynajmniej nie u wszystkich. I słyszę komentarz: "tak mało krwi"?
A przy LiveLeaku można bez problemu wcinać popcorn.
Nawet jak Arnie zabijał (choćby w Commando), było to jakieś... groteskowe. Latynosi kładący się pokotem dawali w każdym momencie odczuć, że to nieprawda, fikcja.
A teraz to jest tak prawdziwe i powszednie, że nie wywołuje większego wydzielania emocji.
I na marginesie całkowitym: CZY KTOŚ WIE CZY MACGYVER MIAŁ JAKIEKOLWIEK IMIĘ I NAZWISKO?
[EDIT 2013-10-29]
No dobra, wiem. Dowiedziałem się dopiero po latach. Pod latarnią najciemniej. Ech, Internet.
ANGUS MACGYVER
Angus, Macgyver to nazwisko, było to (nie bezpośrednio ) powiedziane w całych dwóch odcinkach serialu, w tym w ostatnim. A serial kocham jak polskie mleko.
Angus MacGyver
Super ten blog:)
Ktos to ma na VHS z Uttą?