główny screen z gry amiga north & south

Zacznę nietypowo. W sensie jest wiele gier, które można by/trzeba by/wypadałoby wrzucić wcześniej: Contra, Settlers, Mortal Kombat, Mario...

Ale do North & South mam szczególny sentyment. I to nie tylko dlatego, że większość wspominek wiąże się z uroczą koleżanką Kasią (pozdro!), z którą najczęściej grałem przez długie godziny, dziecięciem jeszcze będąc.




Ta gra jest jest dla mnie esencją amigowych zabaw. North & South podobnie jak Contra czy Sensible World of Soccer cały swój urok odkrywała w momencie gdy grało się z kimś.

Z najlepszym fumflem, z którym dzień wcześniej szalało się na podwórku bawiąc się w Daimosa.

Bo grając przeciwko komputerowi, było zwyczajnie... nudno. 

Magia Pegasusa/SEGI/Commodore brała się właśnie z tego, że kumpel lub koleżanka siedzieli obok Ciebie i tak samo szarpali na wszystkie strony Joystickiem lub napieprzali w klawiaturę. I z kim razem musiałeś się pilnować, by nie kurwować za głośno, bo mama obok w kuchni gotowała obiad.

Granie przez monitor jest jakieś bezpłciowe. I nawet przy konsolach gdzieś to już niestety uleciało. Przy Lan Party jakoś też. Bo clue całości było to, że wgapiało się w jeden telewizor.





Fabuła North & South  jest bardzo prosta. Wcielasz się w przedstawicieli Unii lub Konfederacji i masz zadanie wygrać wojnę secesyjną. Twoim zadaniem jest wyeliminowanie przeciwnika i zajęcie wszystkich Stanów. Oprócz batalii, możesz napadać na pociągi i zdobywać forty. Gra łączyła typowe elementy strategii ze zręcznościówką.

Była utrzymana w nieco groteskowo-humorystycznej konwencji, dzięki czemu dostarczała godzin naprawdę wyśmienitej zabawy.

[EDIT 2013-12-30]

Po wrzuceniu na Facebooku linka, okazało się, że wyszła reedycja, na co uwagę zwrócił Wojtek. Jest do znalezienia w sieci - także szukajcie, a znajdziecie. Szczerze powiem, że mi podchodzi średnio - gdzieś straciła klimat, ale wiadomo, że o gustach...

Leave a Reply